Pierwszą edycję w 2021 roku “pokonałem” z nosem w monitorze, śledząc “kropki” kolegów zmagających się z 600 kilometrową trasą. Rok później organizator dla mniej wprawionych dołożył dystans krótszy, mierzący 350km. Impreza wtedy już w środowisku rowerowym uchodziła za kultową. Tego roku trafiła również do mojego kalendarza startów, aczkolwiek tylko jako opcja. Dwa tygodnie przed startem zdecydowałem, że odpuszczam. Przyznaję, że moja głowa nie była gotowa na takie wyzwanie i zwyczajnie stchórzyłem. Jednak tydzień przed startem zadzwonił mój trener i oznajmił, że biorę udział w zawodach. Na początku trochę się wzbraniałem tłumacząc, że chyba nie zrozumiał, ale on obstawał przy swoim. Uległem… 600km nadal mnie przeraża ale 350? Ok. Pojechałem. Do mety dotarłem po 14 godzinach i 52 minutach, co dało mi drugą pozycję. Niesamowite uczucie! Było kilka błędów, które mógłbym wyeliminować wpływając na finalny czas. Tego jeszcze muszę się nauczyć. Wanoga Gravel – organizacyjnie petarda, mega klimat, fajni ludzie – może kiedyś dojadę nad morze realizując dłuższą pętlę?